czwartek, 7 czerwca 2007

Przeprowadzka - klaustrofobia okoliczności RuleZ

No i sobie wykrakałam. Choć niekoniecznie to,czego się spodziewałam. Chłopię miało pomóc przy pakowaniu i tym podobnych. W tym celu miał wziąć urlop na kilka dni, bo pracując w systemie zmianowym cięzko cokolwiek zaplanować. Ale urlopu nie dostanie, bo kierownik na zwolnieniu i się braki kadrowe porobiły. Innymi słowy "cały Lwów na mój głów"... Perła ma (chyba)zapalenie spojówki, więc do kosztów imprezy trzeba dodać jutrzejszą wizytę u weta. No i zapomniałam z tego wszystkiego Nati na jutrzejszy dyżur w przedszkolu zapisać, w związku z czym będę miała do poniedziałku dziecko na głowie. Zapowiada się interesująco, z zapartym tchem czekam na kolejne ciekawe zdarzenia... Podobno co nas nie zabije, to nas wzmocni, jak tak będzie dalej szło, to 200 lat dożyję...

Przeprowadzka część I

Przeprowadzka część pierwsza

Cóż, po ponad miesiącu kombinatoryki stosowanej i szarpaniny związanej z próbami przelewania z pustego w próżne, podjęliśmy decyzję. Nic nie wyszło z próby uzyskania kredytu na własne mieszkanie, wynajęcie czegokolwiek oznacza, że albo mieszkamy, albo żyjemy, więc idziemy na przysłowiowy rympał i robimy totalną rewolucję. Ja i Nati przenosimy się na wieś, do mojej matki, Andrzej będzie krążył między pracą, swoimi rodzicami i nami. Co z tego wyjdzie, okaże się z czasem, ale zawsze to jakaś próba zmienienia naszej sytuacji, mam nadzieję, że na lepsze. Nati oczywiście szczęśliwa, jak większość miejskich dzieci nie uzależnionych od McDonalda i temu podobnych “rozrywek”, wyjazdu się doczekać nie może. Ja i chłopię podchodzimy do tego bardziej ostrożnie, tym bardziej, że do końca nie wiadomo, co się na tej wsi dzieje i jak uda nam się rozpracować logistycznie całe przedsięwzięcie. Rodzicielka plany ma ambitne, chce bym przejrzała jeszcze raz projekty budynków inwentarskich, które znalazłam na www.portalrolniczy.pl. i zobaczyła, czy czegoś nie da się wykorzystać na jej “kurniku”. Oczywiście jak najniższym kosztem. Ugryzłam się w język i nie zaproponowałam, że lepiej jest projekty budynków gospodarskich przejrzeć, bo poziom zaawansowania jej hali przypomina raczej stodołę czy garaż, a nie budynek inwentarski. Faktem jest, że na razie bardziej interesuje mnie, jak mam się z tymi wszystkimi gratami, które nam się uzbierały w ciągu ostatnich 9 lat, pomieścić w jednym pokoju. I jak to wszystko tam przewieźć. I kiedy się spakować. I w co... Teoria mówi, że przy średnio jednej przeprowadzce na 2 lata powinnam już dojść do wprawy w organizowaniu takich imprez, ale zawsze pojawiają się jakieś nieprzewidziane okoliczności. Tym razem będą one pewnie związane ze zwierzyńcem i młodą oraz tym, co zastanę w domu rodzinnym. Ale skoro alternatywą jest wegetacja przez następne kilka lat, to chyba warto spróbować.

A teraz coś z innej beczki. W ramach przygotowywania się merytorycznie do odwlekanej od ponad tygodnia sesji SW RPG, poszperałam po YouTube.


F-18 parkuje się tak



A Tornado tak




Kozaczy się tak



lub tak (choć tu już ciężko określić, kto kozaczył bardziej )




I jeszcze coś o F-16, już niekoniecznie naszych:
“Ta wymiana zdań miała miejsce zaraz po wojskowym pokazie lotniczym.
Kontroler do F-117 (myśliwiec typu stealth): Przed tobą F-16, na godzinie drugiej, 13 mil, w stronę południowa, wznosi się przez 6000.
Pilot F-117: Przyjąłem, znajdę.
Kontroler do F-16: Przed tobą F-117, na godzinie drugiej, 12 mil, przeciwny kierunek, poziom 5,
Pilot F-16: Przyjąłem, znajdę...
Pilot F-117 (natychmiast i monotonnie): A gówno.”

I tytułem komentarza jedno z wojskowych Praw Murphy'ego:
“Nie jesteś Supermanem; Marines i piloci myśliwscy: wy TAKŻE nie.”

I rozmowa ze znajomym:

- Znalazłaś coś ostatnio o naszych F-16?
- Nie
- Hmmm, może ostatni też już im się popsuł i nie latają w ogóle.


I już jest mi lepiej i spokojniej myślę o przyszłym tygodniu. Bo w końcu "że co, że ja nie dam rady?"